Wstęp

 

Ta książka nie jest o zabytkach Trasy Romantycznej w Niemczech. W każdym razie nie tylko. Zawiera co prawda zdjęcia niektórych miejsc tej słynnej trasy turystycznej – wykonane przez autora i jego żonę w roku 2008.

Ale ma to być przede wszystkim książka o ludziach związanych z miejscowościami na tej trasie. O osobistościach sławnych, powszechnie znanych, ale też o ludziach mniej znanych, choć również znaczących, a nawet wybitnych. Nie było moim celem wszechstronne przedstawienie działalności tych osób, starałem się natomiast wyeksponować niektóre epizody, nieraz dramatyczne z ich życia.  Przytaczane są anegdoty na ich temat i cytowane ich wypowiedzi, tzw. „skrzydlate słowa”.   Przedstawione tu w sposób popularny osoby należą do chlubnej tradycji kultury niemieckiej, ale zdarzają się też powiązania z kulturą polską czy innych krajów.

 

Są tu znaczący architekci, rzeźbiarze, malarze związani z Bawarią (np. Tilman Riemenschneider, Wit Stwosz), pisarze, poeci (np. Walther von der Vogelweide, Bertolt Brecht), wynalazcy, naukowcy (jak Rudolf Diesel czy Wilhelm Röntgen), przedsiębiorcy (Joseph Neckermann), burmistrzowie (jak Heinrich Toppler) czy wreszcie słynni Święci (np. Św. Kilian).


Trasa Romantyczna 2008

 

Tzw. Trasa Romantyczna (Romantische Straße) prowadzi od Würzburga  na północy do Füssen na południu Niemiec. Tylko niektóre miejscowości, jak Creglingen czy Bad Mergentheim (Badenia Wirtembergia), znajdują się poza obszarem Bawarii. Perłą  architektury jest niewątpliwie historyczne i atrakcyjne miasto Rothenburg ob der Tauber (Środkowa Frankonia, Bawaria). Turystów z całego świata przyciągają też zamki bawarskie, z których najbardziej znany jest Neuschwanstein zbudowany w stylu średniowiecznych zamków rycerskich przez króla Ludwika II w latach osiemdziesiątych XIX wieku.

Do najważniejszych rzek należy Lech (właśnie taka nazwa!), a nazwa pochodzi o celtyckiego licca („szybko płynący” lub „kamienisty”).  

Na  „Polach Lechowych” (Lechfeld)  pomiędzy Augsburgiem a Landsbergiem Otton I  pokonał ostatecznie wojowniczych Madziarów, i było to niezwykle ważne historyczne wydarzenie. Po swojej klęsce Madziarzy wycofali się na teren dzisiejszych Węgier i tam osiedlili się na stałe. A zwycięski Otton już wkrótce (w roku 962) został przez papieża koronowany na cesarza. 

Największe miasto na trasie to miasto Fukierów i Holbeinów czyli Augsburg.  Landsberg am Lech to miasto kojarzące się z Adolfem Hitlerem.  Po nieudanym puczu monachijskim Hitler odbywał tam karę więzienia w roku 1924,  i tam powstała część jego książki „Mein Kampf”. 

Trasa Romantyczna przebiega w swojej dużej części szlakiem zbudowanym jeszcze przez rzymskiego cesarza Klaudiusza w I w. n.e. Droga pomiędzy Augsburgiem na północy a pięknie i wysoko (ponad 800 m n.p.m.!)  położonym  Füssen na południu to część dawnej rzymskiej drogi Via Claudia Augusta.


Spis treści

 

Wstęp. 3

Trasa Romantyczna 2008. 5

 

Würzburg. 9

Bad Mergentheim.. 35

Weikersheim.. 43

Creglingen. 45

Rothenburg ob der Tauber 49

Augsburg. 57

Landsberg am Lech. 73

Wieskirche. 77

Zamki bawarskie. 79

Füssen. 83

 

Literatura. 89


 


Würzburg

Würzburg – najbardziej na północ wysunięty punkt Trasy Romantycznej. Dolna Frankonia, land Bawaria. Już w VIII wieku siedziba biskupstwa. Miejsce działalności misyjnej mnicha z Irlandii Kiliana, który zginął tam męczeńską śmiercią w roku 689.  

Würzburg - widok na Marienberg i winnice

Mimo że Würzburg doznał ogromnych zniszczeń w wyniku bombardowań w czasie II wojny światowej (marzec 1945), został  w imponującym stopniu odbudowany. Wrażenie robią wspaniałe obiekty sakralne, jak romańska Katedra (Dom St. Kilian), Nowa Katedra (Neumünster), a również inne:  Most nad Menem czy położony na wzgórzu zamek Marienberg, a przede wszystkim Rezydencja, wspaniały pałac, XVIII-wieczne dzieło architekta Balthasara Neumanna.  Uniwersytet powstał w  Würzburgu  już w  roku 1402.

*    *    *

Baltasar  Neumann był architektem okresu baroku i rokoka, budowniczym licznych kościołów, klasztorów, zamków, mostów, fortyfikacji. 

Urodził się na terenie obecnych Czech w roku 1687, a w roku 1711 przybył do Würzburga jako czeladnik-ludwisarz. Tutaj uczył się geometrii, miernictwa i architektury. Po nauki jeździł też do Włoch i Francji. Karierę architekta rozpoczął jako podopieczny biskupa-księcia Johanna Philippa Franza von Schönborna. Do najważniejszych jego dzieł należy właśnie würzburski zamek czyli  Rezydencja, którą zaprojektował dla swojego mecenasa. Jego dziełem jest też kaplica Schönbornów przy Katedrze Św. Kiliana w Würzburgu,  wieża twierdzy Marienberg tamże,  kościół Zakonu Krzyżackiego w Bad Mergentheim, obiekty sakralne w Bambergu, Bayreuth czy Spirze.  Decydował  o układzie ulic w Würzburgu, projektował dla miasta kanalizację, tam dokończył swego żywota.

Miał Neumann w swoim zawodzie wielki autorytet – i tak na Uniwersytecie Würzburskim utworzono dla niego Katedrę Architektury Wojskowej i Cywilnej, a wśród jego słuchaczy znajdowali się też oficerowie cesarscy i pruscy.

Co ciekawe był Neumann też wysokim rangą wojskowym, służył wojsku do końca życia, brał udział w wojnie przeciwko Turkom w roku 1717. 

Był żonaty z córką radcy tajnego, miał z nią pięć córek i trzech synów, a jeden z nich – Franz Ignaz Michel – poszedł w ślady ojca, też został architektem, też związał się z artylerią wojskową.

*    *    *

W Würzburgu żył  i tworzył jeden z najwybitniejszych niemieckich rzeźbiarzy Tilman Riemenschneider, autor  wielu ekspresyjnych  rzeźb sakralnych, które można oglądać choćby w Rothenburgu ob der Tauber albo w Creglingen. 

Jako uznany artysta cieszył się dużym poważaniem, sprawował w Würzburgu funkcję rajcy miejskiego, a nawet burmistrza.  Lecz jego dobra passa miała się wkrótce skończyć.  Bo oto w czasie wojen chłopskich czyli w roku 1525 chłopstwo i mieszczanie  buntują się przeciwko księciu-biskupowi i  próbują zdobyć  jego rezydencję  Marienberg.  Buntownicy zostają  poskromieni, a ich zwolennicy ukarani. Do tych ostatnich należał  też Riemenschneider, który na zawsze traci  łaskę  swoich  możnych mecenasów,  zostaje wtrącony do  lochów  i tam poddawany torturom.  Po dwóch miesiącach  wychodzi co prawda  na wolność, ale  już nigdy nie wraca do swej działalności artystycznej.  Pozbawiony części swojego majątku, zapomniany przez wszystkich umiera w Würzburgu w roku 1531.  Co więcej:  postarano  się  o to,  by  jego imię i jego osiągnięcia odeszły w niebyt. Dopiero w XIX wieku odkryto Riemenschneidera,  przywracając  go kulturze niemieckiej i europejskiej.

*    *    *

W Würzburgu  urodził się – prawdopodobnie pod koniec lat siedemdziesiątych XV wieku Mathias Grünewald, malarz, rysownik, architekt. Później pracował w służbie dostojników kościelnych w różnych miejscach, długo na dworze księcia elektora i arcybiskupa Albrechta Brandenburskiego w Moguncji czy jako malarz i budowniczy w Aschaffenburgu. Malował ołtarze, ale też nadzorował prace nad przebudową rezydencji, a nawet nad budową młynów wodnych. Jego najważniejsze dzieło to ołtarz w Isenheim (Colmar), obecnie we francuskiej Alzacji.

Należy do wybitnych artystów renesansu, ale mówi się o nim też jako o prekursorze ekspresjonizmu – jego dzieła są pełne ekspresji, a malowane przez niego postaci (np. Jezusa) wyrażają silne emocje, przeżycia mistyczne, cierpienie.

I znów – podobnie jak to było z Riemenschneiderem    pojawia się fatalistyczny wątek wojen chłopskich z roku 1525. Grünewald nieopatrznie sympatyzował  ze zbuntowanymi (nawiasem mówiąc często okrutnymi) chłopami, a skutki tych sympatii nie były dla niego dobre. Sam Marcin Luter zresztą  – którego Grünewald  był wielkim zwolennikiem – zdecydowanie potępił krwawy bunt chłopów. Po stłumieniu rozruchów z przywódcami buntu rozprawiono się radykalnie i wręcz brutalnie. Także „nasz” artysta stał się personą non grata. Osiadł we Frankfurcie, zarabiając na życie jako producent mydła, potem przeniósł się do Halle, gdzie zmarł w roku 1528. W tym samym roku zmarł zresztą inny wybitny artysta niemieckiego renesansu Albrecht Dürer.

W sumie o jego dzieciństwie i życiu prywatnym zachowało się niewiele wiadomości.  Kontrowersje budzi samo nazwisko artysty, które w dokumentach pojawia się w różnych wersjach, w tym jako Grünwald Mathis czy Matthaei von Aschaffenburg. A pierwotnie nosił nazwisko Neidhardt.

Nie wiadomo, czy kiedykolwiek był żonaty. Miał adoptowanego syna, Andreasa Neidhardta, który przez długie lata konsekwentnie walczył o zachowanie pamięci o dokonaniach swojego przybranego ojca.

*    *    *

Patronem Würzburga i regionu Dolnej Frankonii  (obecnie w obrębie Bawarii)  jest Święty Kilian.  Corocznie obchodzony jest  8 lipca w Würzburgu dzień poświęcony Kilianowi - jest to święto i katolików i protestantów. 

Kim był Św. Kilian? Pochodził z Irlandii, urodził się około roku 640.  Mianowany przez ówczesnego papieża biskupem udał się – wraz z jedenastoma  towarzyszami    do Dolnej Frankonii, by wśród tamtejszych pogan szerzyć  wiarę chrześcijańską. Udało mu się przekonać do nowej wiary samego księcia Würzburga Gozberta. Ale książę miał żonę, która była wdową po jego bracie. A taki związek był sprzeczny z zasadami głoszonymi przez biskupa Kiliana, który próbował nakłonić księcia do rozstania się z małżonką. Gailana, tak się nazywała żona księcia,  nie chciała się jednak z takimi planami pogodzić. I gdy jej  małżonek udał się na wyprawę wojenną,  zaczęła energicznie (!) działać. Wynajęła kogoś, komu zleciła zamordowanie niewygodnych „mnichów”.

I kiedy biskup Kilian ze swoimi apostołami prowadził w wielkiej sali pełnej ludzi swoją robotę misyjną, zjawił się ów wynajęty morderca, pewnie z pomocnikami,  i   – -  zgodnie z otrzymanym zleceniem – wszystkich dwunastu misjonarzy w okrutny sposób uśmiercił, ucinając Kilianowi i jego dwum najbliższym towarzyszom Colonatowi i Totnanowi głowy. Ich ciała – razem z należącymi do nich świętymi księgami – zostały pogrzebane pod podłogą tejże sali. W późniejszym czasie zostały przeniesione do kościoła na wzgórzu Marienberg, a później do krypty obecnej Katedry noszącej imię Świętego Kiliana.  

*    *    *

Z Würzburgiem związani byli nobliści: Wilhelm Röntgen – tu na Uniwersytecie odkrył – w roku 1895    nazwane jego imieniem promieniowanie, a również  fizyk Werner Heisenberg.

*    *    *

To teraz trochę o Wilhelmie Röntgenie. Urodził się w Niemczech, w Nadrenii Północnej Westfalii (w roku 1845), ale już trzy lata później rodzina przeniosła się do Holandii. Uczęszczając do szkoły w Utrechcie, naraził się nauczycielowi i został ze szkoły usunięty. A że nie ukończył swej edukacji maturą, nie chciano go przyjąć na Uniwersytet w Utrechcie – mógł jednak uczestniczyć w wykładach jako wolny słuchacz. Bardziej wyrozumiała okazała się dla niego politechnika w Zurychu (Szwajcaria), tam mimo braku matury mógł spokojnie studiować, najpierw maszynoznawstwo, potem fizykę. Zrobił doktorat, po czym jako asystent swojego profesora Augusta Kundta przybył do Würzburga z zamiarem zdobycia habilitacji. Jednak Uniwersytet Würzburski nie zgodził się na habilitowanie naukowca, który nie miał matury. Habilitował się więc na uniwersytecie w Straßburgu, był też profesorem w Gießen.

A do Würzburga jednak wrócił   – - ta sama uczelnia, która nie pozwoliła mu na habilitację, powołała  go na profesora zwyczajnego. Ba, sześć lat później został rektorem tegoż uniwersytetu.

Röntgen wszedł do historii dzięki odkryciu specjalnego promieniowania, które obecnie ma szerokie zastosowanie w medycynie, i nie tylko. On sam nazwał je promieniami X, ale i tak nazywane są teraz promieniami rentgenowskimi.

Podobno był osobnikiem raczej powściągliwym, introwertycznym, zaabsorbowanym całkowicie pracą w swoim laboratorium. Przy tym człowiekiem skromnym, nie szukał sławy, nie chciał swojego wynalazku patentować, bo uważał, że należy nie tylko do niego, ale do wszystkich ludzi. Przez 20 lata w Monachium kierował instytutem fizyki. Relaksował się – podobno – na polowaniu i na wyprawach górskich.

Röntgen był żonaty ze starszą od siebie  o sześć lat Anną Berthą, małżeństwo było bezdzietne. Małżonka służyła zresztą  jako pierwszy obiekt jego eksperymentów: to właśnie najpierw jej rękę prześwietlał odkrytymi przez siebie promieniami. Po śmierci żony w roku 1919 trapiły go choroby, cztery lata później zmarł. Pochowany został w Gießen.

*    *    *

Werner Heisenberg to słynny fizyk, jeden z twórców fizyki kwantowej. Urodził się w Würzburgu  w roku 1901. Jako asystent Nilsa Bohra podążył za nim do Kopenhagi.

Lecz potem zaczynają się kontrowersyjne epizody jego działalności. Otóż w czasie wojny w roku 1940 zostaje ściągnięty do zespołu opracowującego na zlecenie samego Hitlera bombę atomową, zostaje po jakimś czasie szefem tego zespołu.

W roku 1941 odbyło się spotkanie Heisenberga z Bohrem. Co prawda Heisenberg tłumaczył się później, że podczas tego spotkania próbował przekazać Bohrowi pośrednio, iż został kierownikiem projektu po to, by nie dopuścić do wyprodukowania bomby atomowej przez Niemcy. Jednak sam Bohr twierdził, że Heisenberg nakłaniał go wówczas do współpracy. Bohr zerwał przyjaźń z Heisenbergiem, a później, po ucieczce z Danii, dołączył do amerykańskiego projektu budowy bomby atomowej.

Po wojnie Heisenberg znalazł się w amerykańskim obozie jenieckim, po czym został skazany przez amerykański sąd wojskowy na pięć lat więzienia. Wypuszczony na wolność po dwóch latach, wyjechał do Szwajcarii, potem wrócił do Niemiec, i aż do emerytury pracował na uniwersytecie w Heidelbergu.  Zmarł w 1976 roku w Monachium.

Krótka anegdotka na temat Heisenberga:

Profesor Heisenberg podczas jakiegoś spotkania towarzyskiego rozmawiał  z 20-letnią córką gospodarza, która nie znając twórcy mechaniki kwantowej zadała mu pytanie, kim jest właściwie z zawodu. – Zajmuję się studiowaniem fizyki – odparł z uśmieszkiem Heisenberg. – Co, w Pańskim wieku? Wie Pan, ja moje studia skończyłam już dwa lata temu.

 

Podaję – za polską Wikipedią – dwa cytaty, podobno autorstwa Heisenberga:

 

*    *    *

Wielką postacią związaną czasowo z Würzburgiem był lekarz, archeolog, polityk Rudolf von Virchow. Urodził się  – - co ciekawe  – - w „naszym” zachodniopomorskim Świdwinie (Schivelbein) (w roku 1821). Jako teoretyk i praktyk medycyny działał w Berlinie, ale po tym, jak się zaangażował w działalność polityczną w roku 1848, musiał opuścić Berlin – został (1849) profesorem na Uniwersytecie w Würzburgu, żeby po paru latach (1856) jednak powrócić do Berlina.  W Würzburgu ożenił się z Ferdinande Amalie Rosalie Mayer, córką radcy sanitarnego, i miał z nią sześcioro dzieci.  Jeden z jego synów,  Hans, również zajmował się medycyną, habilitował się z anatomii na Uniwersytecie w Würzburgu.

Rudolf von Virchow to jeden z twórców nowoczesnej patologii i nowoczesnej medycyny. Doszedł do wniosku, że choroby biorą się z uszkodzenia komórek, ma ogromne zasługi dla zdefiniowania takich chorób jak białaczka, grużlica, zakrzepy! Wykazywał też niesamowitą  aktywność społeczną: występował na rzecz budowy szpitali komunalnych, kanalizacji miejskiej, parków, placów zabaw dla dzieci! Współtworzył muzea w Berlinie.

Był aktywnym antropologiem i archeologiem – prowadził pierwsze wykopaliska na Wolinie. Wspomagał w badaniach archeologicznych słynnego Henryka Schliemanna, dzięki jego pośrednictwu Schliemann pozostawił swoje trojańskie zbiory miastu Berlin.

Dla mnie jako germanisty badającego historię puryzmu w Niemczech ważne jest jego stanowisko, jakie zajął w słynnym „Oświadczeniu 41 intelektualistów” z roku 1889 – wraz z innymi osobistościami życia naukowego czy kulturalnego wyraża w nim swój sprzeciw wobec nadmiernej, sterowanej z góry, walki z wyrazami obcymi w języku niemieckim.

A teraz anegdotka.

Rudolf Virchow jako egzaminator był postrachem wśród studentów. Raz pyta na egzaminie studenta, co ten by przepisał choremu, który ma określone symptomy. Wtedy student  wymienił odpowiedni medykament. „A ile dałby Pan choremu tego lekarstwa?” – pyta egzaminator. „Całą łyżkę, Panie Profesorze”. Student  został poproszony o wyjście i czeka na wynik. Po chwili przypomniał sobie, że łyżka lekarstwa to byłoby jednak za dużo. Otwiera więc drzwi do sali egzaminacyjnej i woła: „Panie Profesorze, chory otrzymuje tylko małą łyżeczkę lekarstwa!” Virchow odpowiedział chłodno: „Za późno. Chory już nie żyje.”

 

Ale jeszcze jeden akcent, który wiąże się z niezbyt dobrze kojarzonym w Polsce zjawiskiem kulturkampfu. Streszczam za Büchmannen wypowiedź Rudolfa von Virchow z roku 1876.  Termin Kulturkampf – twierdzi Virchow – został utworzony przez niego, jako element manifestu dla tzw. Partii Postępowej. Tutaj nie chodzi jedynie o walkę religijną, ale o walkę na wyższym poziomie - dotyczy ona całej kultury, walkę, którą należy kontynuować![1]

*    *    *

Na dworze książęcym w Würzburgu przebywał i tam zmarł (ok. roku 1230) słynny średniowieczny poeta minnesinger Walther von der Vogelweide.  O życiu Walthera można się dowiedzieć przede wszystkich z jego tekstów, które zawierają wątki autobiograficzne. Walther von der Vogelweide uchodzi za najwybitniejszego niemieckiego poetę i barda tego okresu: pisał refleksyjne liryki, ale też zaangażowane teksty polityczne, w tym pieśni.

Würzburg Walther von der Vogelweide

Zdaje się, że dobrze mu było  na dworze Babenbergów w Wiedniu. Tam zaczął pisać swoje miłosne wiersze, tam uczył się śpiewu. Ale kiedy już nie było jego dobrych mecenasów i  władzę objął niechętny mu książe Leopold, musiał Wiedeń opuścić. Nastąpił okres wędrówki, prezentował publicznie swoje utwory, albo też – jako pieśniarz – prawdopodobnie utwory innych poetów. W pieśniach chwalił swoich mecenasów, krytykował ich konkurentów politycznych, ba, opiewał krucjaty! Przebywał na wielu dworach książęcych i cesarskich, szukając – z różnym zresztą skutkiem –- materialnego wsparcia, krytykował politykę papiestwa.

Nie za bardzo udał mu się pobyt na dworze landgrafa Turyngii, narzekał, że pijane rycerstwo czyni wiele hałasu i nie jest zainteresowane słuchaniem jego utworów.  Walther wpadał w spore tarapaty materialne, zmuszony więc był służyć coraz to nowym panom, zmieniając swe sympatie i poglądy polityczne.

Dopiero Fryderyk II, jeszcze przed koronacją na  cesarza w roku 1220, daje poecie poczucie bezpieczeństwa i pewną stabilizację  materialną, przydzielając mu kawałek gruntu, prawdopodobnie w Würzburgu. „Teraz w lutym nie muszę się już obawiać, że zmarzną mi nogi” („jetzt fürchte ich nicht den Februar an den Zehen”).

Studentom germanistyki znany jest wierszyk poety, który zaczyna się tak:

Ich saz ûf eime steine

Und dahte bein mit beine

Dar ūf sazte ich den ellenbogen (…)

 

A po polsku wygląda to mniej więcej tak:

 

Siedziałem na kamieniu

Założyłem nogę na nogę

Podparłem się łokciem ….

 

Po czym poeta się zastanawia, jak żyć, żeby mieć szacunek wśród bliźnich, ale też żyć dostatnio  i  mieć błogosławieństwo opatrzności. I dochodzi do konkluzji, że nie jest to łatwe zadanie, gdyż na świecie istnieje wiele przemocy i kłamstwa.

Sarkofag Walthera von der Vogelweide w mrocznym ogrodzie przy Neumünster (Lusumgärt-chen) w Würzburgu to miejsce pielgrzymek wielu turystów, a na sarkofagu widnieje epitafium: Her Walther von der Vogelweide, swer des vergaeze, der taet mir leide (Pan Walther von der Vogelweide, kto by o nim zapomniał, sprawiłby mi przykrość.

 



[1]
                       
[1] „vielleicht wissen Sie nicht, dass ich der Erfinder dieses Wortes bin. Ich habe es zuerst in dieses Manifest, das ich verfasst habe, hineingeschrieben, und zwar mit vollem Bewusstein; denn ich wollte damals den Wählern  gegenüber konstatieren, dass es sich   n i c h t  um einen  r e l i g i ö s e n Kampf handle, nicht um einen konfessionellen Kampf, sondern dass hier ein   h o e h e r e r,     d i e    g a n z e    K u l t u r   b e t r e f f e n d e r   K a m p f   v o r l i e g e, ein Kampf, der von diesem Standpunkte aus weiter zu führen sein”. (Büchmann, 741)